Na prze�omie czerwca i lipca bawi�em w mej kolebce. Jej asymetryczne kraw�dzie przebiegaj� na linii
Opole, Popiel�w, Pok�j, Kluczbork, Olesno, Ozimek, Opole.
Wysiadaj�c z sindbadowskiego autokaru na dworcu g��wnym w Opolu, uda�em si� ulic� Krakowsk� w stron�
rynku, aby po kilkunastogodzinnej podr�y zje�� w „Star�wce” ciep�� zup� i pierogi z kapust�. Pada�o.
Na skos naprzeciwko by�ej restauracji „Europa”, kt�rej pomieszczenia zajmuje obecnie niejaki
„Donald”, pod ow� ho�� kamienn� dziewk� na agresywnym byczku [1], odbywa�a si� jaka� tam demonstracja. W oczy wpad�y mi
liczne transparenty z napisem „SLASK ZAWSZE POLSKI”. Uderzy�o mnie, i� nie by�em w stanie poj�� jego sensu - chocia�, bior�c
pod uwag� takie przes�anki jak iloraz inteligencji czy stopie� znajomo�ci polskiej mowy, powinienem. No bo co oznacza: „Sl�sk
zawsze polski”? (Nie brakuje w tym zdaniu przypadkiem orzeczenia?)
Gdyby napis g�osi�: „Sl�sk jest polski”, by�by on w swym politycznym znaczeniu trze�wym
stwierdzeniem niepodwa�alnego faktu. Gdyby natomiast napisano: „Sl�sk by� zawsze polski” sk�ania�o by to ka�dego
wtajemniczonego w arkana historii osobnika do wniosku, i� wykona� go albo ignorant, albo k�amca; s�usznie oburzaliby si� Celtowie jako
g��wni nosiciele kultury, kt�ra przez dwa wieki obejmowa�a swym zasi�giem tak�e G�rny Sl�sk. W przypadku, gdyby zdanie na
transparencie brzmia�o: „Sl�sk pozostanie polski po wsze czasy” nasuwa�o by si� pytanie, jakie - najprawdopodobniej z innej
strony starannie w sercach maluczkich podsycane - tre�ci chce si� nim spot�gowa�. Przecie� jak �wiat d�ugi i szeroki nie wida� na
nim nikogo, kto chcia�by Sl�sk Polsce odebra�. Ale: „Sl�sk zawsze polski”?
Mego pierwszego wra�enia, i� napis ten wykonali trutnie dla trutni (bo przecie� nie oszo�omy dla oszo�omionych?!)
nie zdo�a�em tak�e po g��bszym namy�le wykluczy�. Rozbawiony tym wnioskiem straci�em zainteresowanie dalszym przebiegiem owej
niepotrzebnej demonstracji i pod��y�em dalej w kierunku „Star�wki”. Zar�wno og�rkowa jak i pierogi by�y pyszne.
Dwa nast�pne dni sp�dzi�em w bibliotece Instytutu Sl�skiego. Zo��dek mi si� przewraca� od wszystkich
tych bzdur, jakie stworzono o mej rodzinnej krainie i jej najstarszych mieszka�cach zar�wno w okresie komunistycznego ba�wochwalstwa jak
i w ostatnim dwunastoleciu; to w�a�nie ton jak najnowszej publikacji wywo�a� m�j najwi�kszy niesmak.
Ot� w drugim dniu mej wizyty w Instytucie, ju� na odchodnym, si�gn��em po aktualny numer miesi�cznika
„Sl�sk”. Tak si� z�o�y�o, �e otworzy�em
czasopismo na stronie z listami czytelnik�w. W jednym z nich niejaki pan Henryk Myca da� upust swemu
rozgoryczeniu, kt�re to zosta�o mu zgotowane przez Polsk�, w�tpi�c jednocze�nie w opublikowanie swego pisma na �amach „Sl�ska”.
W swej naiwno�ci nie liczy� poczciwina z tym, i� pan Tadeusz Kijonka, naczelny „Sl�ska”, opublikuje wszystko, co mo�e
jakkolwiek wykorzysta� do demonstracji oraz umocnienia swych stronniczych pogl�d�w co do Sl�ska i Sl�zak�w, zar�wno tych
rozgoryczonych jak i tych o niepolskiej �wiadomo�ci narodowej. Riposta pana Tadeusza Kijonki na list pana Henryka Mycy zajmowa�a mniej wi�cej
p� strony.
Po jej pierwszym przeczytaniu zaskoczy�o mnie mile o�wiadczenie pana Tadeusza Kijonki, i� jego adwersarz
ma uzasadnione powody czu� si� pokrzywdzonym - ale przerazi�o, i� pan Kijonka podpisuje si� bez zastrze�e� pod „Prawd� pi�t�
Polak�w”, - kt�ra to, jak i wszystkie pozosta�e cztery „Prawdy”, by�a wprawdzie manifestacj� zagro�onej to�samo�ci
w nieprzyjaznym Polakom otoczeniu, ale i p�odem pod�wczas prawie �e wszechobecnego, a jako - tak jest! - cnota odczuwanego szowinizmu, -
stawiaj�c j� tym samym ponad dekalog, Kazanie na G�rze oraz has�a Rewolucji Francuskiej.
Jej powt�rna lektura uwidoczni�a mi ca�kowicie ton i istot� tego rodzaju publikacji, w kt�rych to
towarzysz� panu Tadeuszowi Kijonce mi�dzy innymi pan profesor Franciszek Antoni Marek, pani doktor Danuta Berli�ska, oraz - last but not
least - pani profesor Dorota Simonides, senator RP. Ton �w cechuj� nast�puj�ce „Prawdy”:
-
Polsko czuj�cy Sl�zacy stoj� moralnie wy�ej od Sl�zak�w niepolskiej �wiadomo�ci narodowej.
-
Prawy bojownik o tak��e Polsko�� �le uk�on Niemcowi „etnicznemu” jeszcze w ca�kowicie
pokpionej sytuacji; Niemca natomiast, kt�rego niemiecko�� wynika nie tyle z krwi (barbarzy�skie podej�cie do sprawy) ile ze �wiadomo�ci
(duchowe, post�powe, „wy�sze” podej�cie do sprawy) stara si� przy ka�dej okazji upokorzy�.
-
Przekonanie, i� mog� Polacy ogromem niemieckich barbarzy�stw usprawiedliwia� w niesko�czono��
„ma�e” polskie barbarzy�stwa. Ka�d� polsk� niegodziwo�� usprawiedliwiaj� pan Kijonka i Co. s�owami: „...bo Niemcy
zacz�li”, przeoczaj�c przy tym drobiazgowo fakt, i� teza ta, pomy�lana konsekwentnie do ko�ca, ko�czy�aby si� p�zdaniem:
„... bo Kain zacz��”.
-
Niemo�no�� zaakceptowania przyczyn, kt�re - po wcieleniu do Rzeszy przez ni� w wyniku Plebiscytu
utraconej cz�ci G�rnego Sl�ska - sk�oni�y 95% jego ludno�ci do ch�ci podpisania Volkslisty i to ju� na prze�omie lat 1939/1940. W
obliczu tego faktu staje si� oczywiste, i� to nie „Ko�donie[2]” zaganiali G�rno�l�zak�w do podpisania Volkslisty.
-
Niemo�no�� zastanowienia si� nad tym, co to znaczy by� Niemcem po 1945 roku.
W obliczu owych pi�ciu „Prawd” zrezygnowa�em p�ki co z dalszych odwiedzin w bibliotece
Instytutu Sl�skiego, aby tak�e w pozosta�ych dniach mego pobytu w kolebce m�c nadal rozkoszowa� si� polsk� kuchni�.
Par� nast�pnych wieczor�w sp�dzi�em nad lektur� ksi��ki z serii „A to Polska w�a�nie”,
autorstwa Marka Zybury, zatytu�owan� „Niemcy w Polsce”, a podarowan� mi w dzie� mego przybycia do kolebki przez pewnego pana,
z kt�rym jeste�my sobie bliscy.
By�o balsamem na moje typowo niemieckie rany, czyta� w przez Polaka napisanej ksi��ce o istnieniu
niemieckiego ruchu oporu w czasie tak kalekim, jak lata II wojny �wiatowej, o wk�adzie niemieckich przybyszy zar�wno w polsk� pa�stwowo��
jak i polsk� gospodark�, kultur� i sztuk�, o warto�ci takich legend jak bitwa na Psim Polu, o tym, i� nie zatracili swego czasu bez
wyj�tku wszyscy Niemcy ich cz�owiecze�stwa tylko dlatego, poniewa� byli Niemcami.
Wzmocni� pan Marek Zybura bardzo moj� nadziej� w mo�liwo�� nieskomplikowanego, wolnego, �adnym
cieniem nie zas�oni�tego obcowania pomi�dzy Polakami i Niemcami.
Pomniejszymi wra�eniami - jak wycink� starych d�b�w, lip, kasztan�w, bez zast�pienia ich sadzonkami,
pisaniem pierdo� w prasie poprzez sk�din�nd atrakcyjne dziewcz�ta oraz mog�cych odda� ba�niowych oficer�w m�odzie�c�w, kt�rzy
maj� co prawda zaw�d, ale nie maj� poj�cia, a kt�rych to przede wszystkim oburza wizerunek krzy�a malta�skiego (ale bynajmniej nie na
groszu praskim) oraz zas�yszanymi pod opolskim „Realem” epitetami w rodzaju „Tubylec pierdolony!” - z mego
ostatniego pobytu w kolebce nie zamierzam Ci�, Drogi Czytelniku, zanudza�.
I tak to, po siedemnastu dniach pobytu, powraca�em z mieszanymi uczuciami z mej kolebki do mojego domu, kt�rego
- r�wnie� asymetryczne - podwaliny przebiegaj� na linii Akwizgran, Kleve, Essen, Bonn, Monschau, Akwizgran.
Alfred Bartylla - Blanke
[1] Autor ma na uwadze opolski pomnik po�wi�cony Bojownikom o Polsko�� Sl�ska Opolskiego.
[2] J�zef Ko�do�, burmistrz czeskiego Cieszyna, by� przeciwny zaj�ciu G�rnego Sl�ska przez Polsk�.